Sandomierz: śniadanie mistrzów

Po kilkudziesięciu minutach kluczenia między mieliznami naszym oczom ukazuje się piękna panorama Sandomierza. Przy brzegu kilka statków pasażerskich, których obsługa informuje nas o tym, że „tu nie wolno cumować; marina dla Was jest dalej, po lewej”. Faktycznie, dwieście metrów dalej, przy lewym brzegu jest początek dość długiego wejścia do sandomierskiej mariny.

Przy wygodnych pomostach w ciągu dnia kręcą się uprzejmi ratownicy. Informują o tym, że są prysznice, toaleta, gniazdka elektryczne i monitoring 24h. Zachęcają do zarejestrowania się w biurze mariny. W zamian za ten krótki akt biurokracji miasto Sandomierz oferuje bezpłatne (2016) korzystanie z portu. W biurze mariny kilka folderków o mieście. Szkoda, że brak jakichkolwiek informacji, czy publikacji o Wiśle. Przydałaby się na lewym brzegu tablica informująca, gdzie jest wejście do portu. Wygodny slip.

Jest dziewiąta rano. Stoimy przed dylematem: wodniackie śniadanie na łódce, czy śniadanie mistrzów na starówce. Decyzja zapada szybko. W pięknym miejscu jemy pyszne śniadanie, po którym zwiedzamy średniowieczne miasteczko, przemierzamy lessowy wąwóz Jadwigi i podziwiamy przyklasztorne winnice. Czujemy się jak w St. Emilion.

Sandomierz jest przykładem idealnego miasta nad rzeką: piękna starówka, fajna marina, sympatyczny personel, informujący z zapałem o akcjach pogłębiania kanału portowego oraz o ambitnych planach przekopania starego koryta Wisły. Dlaczego takich miejsc jest tak mało w Polsce?

Trzymamy kciuki za Sandomierz!

Tomasz Major

www.TomaszMajor.com

www.DrogiWodne.com

Polecane przewodniki