Sztynort po latach
Na noc zawijamy do mariny w Sztynorcie. Tomek narzeka na brak kultowej Zęzy, która dawno, dawno temu mieściła się w piwnicy. Teraz jest bar w szopie, a zamiast koncertu szantowego dyskoteka. Gdy kilka dni później przybyliśmy do Sztynortu piechotą - idąc z mariny w Kietlicach przez las byliśmy świadkami ciekawego zdarzenia. Atmosfera w Sztynorcie w popołudnie późnym latem, jak w każdej marinie, jest leniwa. Żaglówki powoli przybijają do kei. Żeglarze wychodzą powoli na brzeg i kierują się ku tawernie. Ci, którzy przybyli wcześniej, raczą się rybką lub sączą powoli piwko. Wszystko odbywa się powoli, jakby w zwolnionym filmie. A tu nagle do tawerny wparowuje od strony portu sześciu dżentelmenów w adidasach, w eleganckich garniturach i butonierkach. Zamawiają po piwie i siadają przy stole pod drzewem. Rozmawiają o geszeftach. Na pytanie naszych chłopaków, kto to przyjechał, Tomek odparł, że chyba kajakarze przypłynęli. Mariuszowi, który chciał sobie zrobić selfie z prawdziwkami odradziliśmy wchodzenia w jakiekolwiek interakcje z dżentelmenami. Kolega wytłumaczył Tomkowi, że teraz jest taka moda: garnitur za kilka tysięcy złotych i do tego kolorowe pumy. Zostawiliśmy szemranych biznesmenów i wróciliśmy do naszego świata. Po latach Sztynort rozczarował mocno. Co szósty jacht przybijający do kei na Mazurach to już nie żaglówka, ale barka, motorówka, ogromny luksusowy jacht motorowy. Razi na Mazurach brak etykiety żeglarskiej, zatracenie dobrych obyczajów. Jest głośno, dużo piwa i muzyki. Sztynort to dziś kwintesencja tych złych Mazur.
Sierpień 2015