Wartą do Poznania
Za każdym razem, gdy na wodę zrzucam kajak, ponton, łódkę, a także gdy uruchamiam spakowanego troglodytę, czuję powiew wolności. Na brzegu zostawiam pracę, codzienne troski. Wyruszam w kolejną podróż. To ważne, by nie wpaść w wir pracy, w matnię codziennych, przyziemnych obowiązków. Prawdziwą wartością w życiu jest brak udręk, wolność wyboru, służenie jakieś arcyważnej sprawie, np. wychowywaniu dziecka, otaczanie się ciekawymi ludźmi i nieotaczanie się motłochem oraz … realizowanie marzeń. Jestem już bardzo blisko finiszu wędrówek po polskich drogach wodnych. W pewien piątkowy poranek zrzuciłem mój ponton na Wartę w okolicach Konina z mocnym postanowieniem pokonania jej odcinka do Poznania…
Warta
Warta jest urokliwą rzeczką nie tylko w swojej, opisywanej przy innej okazji, dolnej części, ale także na odcinku Konin-Poznań. Przepływamy przez bujne korytarze zieleni kilku parków krajobrazowych. Mijamy kilka urokliwych wysepek. Uśmiechamy się serdecznie na widok sakralnych budowli w Lądzie i Pyzdrach oraz w nadwarciańskich wioskach i miasteczkach. Warta obfituje w wiele fenomenalnych miejsc na biwak.
Po kilku latach błądzenia po nadrzecznych krzakach, bagnach, uroczyskach, natrafiamy na środkowej Warcie na cywilizację! W wielu miejscach mijamy wybudowane niedawno i opustoszałe urokliwe mariny oraz wiele wiejskich przystani składających się z małej kładki przymocowanej do lądu. W marinie w Lądzie dwóch staruszków siedzi na ławeczce, obserwuje i komentuje ruch na rzece. Sielanka. Mariny nadrzeczne powstające powoli w Polsce są wspaniałym pomysłem. Pozbawione są jednak szans na samofinansowanie się. Zbyt mało turystów podróżuje po polskich rzekach. Polskie rzeki są piękne, ale, by marina mogła się utrzymać, potrzebny jest ruch taki jak w mazurskim Sztynorcie.
Infrastruktura państwowa jest w stadium rozpadu: co kilka kilometrów straszą podupadłe budynki WOPR i policji wodnej.
Wielkopolanie, podobnie jak ludność nadbużańska i inaczej, niż lud mieszkający nad Wisłą o Odrą, nie boją się wody. Budują kładki, pomosty, mariny. W nadwarciańskich miejscowościach są przystanie, plaże. Jakże inny widok spotykamy tu, nad Wartą. To już nie koczujący w szuwarach prymitywny nadwiślański lud z Kongresówki lub nadodrzańscy lwowiacy czyhający w krzakach na rybę, ale pracowici i zaradni Wielkopolanie. Nie ma nad Wartą tylu zapuszczonych pałaców, gospodarstw, co nad Odrą.
Ruch na Warcie jest godny odnotowania: oprócz mnie jedna łódka z parą turystów. W Śremie machają do mnie ratownicy WOPR, którzy ze służbowej motorówki zrobili sobie łódź wędkarską. Jest swojsko.
Generalnie podczas moich letnich wodnych wędrówek po polskich drogach wodnych, napotkałem na rzekach w sumie nie więcej, niż 40 jednostek pływających (kajaków, łodzi). Nie licząc spływu kajakarskiego na Odrze i motorówek nowobogackich w okolicach nadrzecznych miast. Biorąc pod uwagę długość polskich dróg wodnych, które przemierzyłem – ponad 3500 km, mogę spokojnie stwierdzić: ruch na polskich drogach wodnych to ok. 1 jednostki pływającej na 100km rzeki!