500+ rusza na Mazury
Na Mazurach dzikie tłumy. W Giżycku, Mikołajkach brak miejsca przy kei, w tawernach do niedawna żeglarskich pijane towarzystwo bawi się na hałaśliwych dyskotekach. Na kanałach korki i kolizje jachtów prowadzonych przez niedoświadczonych wodniaków. Na jeziorach zaczynają dominować łódki, motorówki, barki, pontony, ścigacze. Na burcie wielki napis: „bez patentu”. Gość w marinie opowiada, że kilka tygodni temu wyczarterował jacht rodzinie. Okazało się, że odbierając jacht rodzice byli kompletnie pijani. Na kanale złamali maszt. Niewprawionym żeglarzom powiem tylko, że pływam już kilka dekad i miałbym dziś problem ze złamaniem masztu – nie mam pojęcia, jak to sprawnie zrobić. Pijane 500+ wie! Pytam, dlaczego pozwolił im płynąć po pijaku, jego jachtem i jeszcze do tego z małymi dziećmi. - „Jeśli płacą, to im czarteruję, a wóda to problem ich i ubezpieczyciela” – pada odpowiedź.
Na Darginie płyniemy prawym halsem ostrym bajdewindem. Na kursie kolizyjnym mamy łódź motorową i żaglówkę. Chłopaki pytają mnie, kto ma pierwszeństwo. „My – odpowiadam; żaglówka płynie baksztagiem lewym halsem, a motorówka musi ustąpić jachtom żaglowym. Problem w tym – ciągnę dalej, że 500+ na barce „bez patentu” o tym nie wie, a młody żeglarz kupił swój upragniony patent po kilkudniowym rejsie po Mazurach i też wali prosto na nas.” My odpadamy do półwiatru i uciekamy w kierunku Dobskiego.
Mazury stają się nieciekawe, przepełnione wulgarną hołotą. Niczym nie różnią się od Morskiego Oka i Krupówek: za wielkie pieniądze jest przeciętne jedzenie, tłumy i chamstwo. Mariny stały się wielkimi imprezowniami.