Żuławy Wiślane lato 2011

Starzeję się. Eskapady pontonem i codzienne poszukiwanie miejsca na biwak, rozbijanie namiotu w dzień, o zmierzchu i w nocy, w deszczu i w zimnie sprawiają, że wodna wyprawa jest pierwotna. Niemniej jednak brakuje czasem, zwłaszcza po kilku dniach w deszczu, ciepłej i suchej koi. Gdy baterie w dżi-pi-esie się wyczerpią, fajnie by je było gdzieś naładować.

Gdy pierwsze promienie słońca poświeciły wczesną wiosną na moją twarz, zamówiłem łódkę, którą będę przemierzał polskie rzeki, kanały, bagna i bajora. Jest lekka – 300 kg, ma ważne na polskich zamulonych szlakach wodnych małe zanurzenie 28 cm i ma dwie koje, na których wyśpią się wygodnie dwie osoby dorosłe lub też ja z licznymi szpejami.

W Ostródzie zwodowałem Łódź, oblałem ulubionym Buby soczkiem orzeźwiającym i ochrzciłem nadając imię: „Pan Lokomotyffka”.

Pognałem przez romantyczne drewniane śluzy w kierunku kultowego Miłomłyna. Po drodze straszliwa burza złapała mnie przy pomostku na śluzie Zielona.

Polskie rzeki są piękne: Co chwila mijam rodzinę łabędzią. Obżarte kormorany nawet nie uciekają, gdy się do nich zbliżam, a czaple siwe i czarne boćki czmychają przed aparatem, którym na nie poluję.

O poranku bóbr przetnie mi szlak wodny, a w śluzie porozmawiam z uwięzioną chwilowo wydrą.

Prawdziwym cudem techniku są wspaniałe pochylnie przez który przyszło mi przepłynąć/przejechać aż dwa razy.

Cud techniki

Dawne Prusy Wschodnie szczyciły się przed Europą trzema cudami świata. Były to: wędrujące wydmy Mierzei Kurońskiej, podniesiona z „błota” Żuław siedziba Wielkich Mistrzów Zakonu NMP oraz kanał, w którym „statki pływały po górach, pokonując różnicę poziomów przekraczającą 100 metrów”. Każda z tych osobliwości słynęła inaczej. W ruchomych nadbałtyckich piaskach potęgę swą okazywała nieokiełznana przyroda, czerwone mury zamku malborskiego były imponującym dziełem ludzkich rąk i prawdziwym pomnikiem myśli architektonicznej. Trzeci cud wydawał się w tym gronie najdoskonalszy i najbardziej kompletny, łącząc geniusz człowieka z twórczą mocą Natury. Był nim „Kanał Oberlandzki” (der Oberländische Kanal), po 1945 roku zwany Kanałem Elbląskim, Kanałem Elbląsko-Ostródzkim lub Kanałem Ostródzko-Elbląskim.

Dawno, dawno temu lodowiec pracowicie wyrzeźbił powierzchnię Pojezierza Iławskiego tworząc liczne wytopiska i rynny, zalane następnie wodą – dzięki temu jedno za drugim, z południa na północ, ułożyło się kilka jezior: Drwęckie, Ilińsk, Ruda Woda, Sambród, Piniewskie i Druzno. W ten sposób Natura podsunęła ludziom pomysł zbudowania drogi wodnej wiodącej w kierunku Zalewu Wiślanego i Delty Wisły, skracającej pięciokrotnie szlak żeglowny do Gdańska przebiegający tradycyjnie po Drwęcy i Wisie. Trzeba było „tylko” uzupełnić jej dzieło, czyli połączyć jeziora odcinkami kanału. Jak zwykle „diabeł tkwi w szczegółach”, o czym przekonali się inżynierowie myślący co najmniej od XV w. nad rozwiązaniem postawionego im wyzwania. Okazało się, że do realizacji dzieła potrzebne będą, bagatela: przekopy, nasypy, uszczelnienia, zabezpieczenia skarp, śluzy, jazy, upusty i wrota przeciwpowodziowe. Rozwikłać należało ponadto problemy: zasilania kanału w wodę, odprowadzania ścieków, a przede wszystkim pokonania różnicy poziomów, która na niespełna 10 km odcinku pomiędzy Jeziorem Druznem a Jeziorem Piniewskim wynosiła 104 metry!

Wreszcie pozostawała trudność, kto wie czy nie równorzędna z kwestiami technicznymi – finanse. W związku z tym dopiero około połowy XIX w. udało się ludziom odpowiedzieć bezbłędnie na to „równanie z kilkoma niewiadomymi”. Efektem rozwiązania łamigłówki zadanej przez przyrodę był właśnie kanał, „w którym statki prywaty po górach”.

Magiczny jest nocleg przed pochylnią w Buczyńcu. O 16 ostatni turyści niemieccy wyjeżdżają, a przy brzegu cumuje zwykle kilka łódek. Panie w barze serwują wyśmienite pierogi z jagodami i truskawkami, a z pobliskiego mostku pięknie widać kanał oraz urządzenia pochylni. Wieczór jest spokojny. Sen powala nie wiadomo kiedy.

Gdańsk od innej strony

Byłem wielokrotnie w Gdańsku samolotem, pociągiem, samochodem. Byłem jachtem wracając z Bornholmu. Fajnie jest jednak przepływać obok wielkich drobnicowców, ogromnych i drogich jachtów pełnomorskich moją łódką, która na Kanale Oberlandzkim wydaje się być w sam raz, a tu, na Martwej Wiśle, w marinie gdańskiej jest zaledwie mikroskopijną łupinką.

Po drodze o zachodzie słońca widowiskowe i spektakularne wyjście na Bałtyk, wieczorna bryza niosąca słone kropelki jest pięknym podsumowaniem dnia.

Zacumowałem vis a vis żurawia w Gdańsku i o świcie wyruszyłem …. na Malbork!

Oblężenie Malborka

Po drodze kultowe śniadanko w Szkarpowiance przy którymś z uchylnych mostów, gdzie o 9 rano klientela raczy się mocnym Specjalem.

Na Nogacie na przedostatniej śluzie zorientowałem się, że jest 15.07 i że prawdopodobnie nie zdążę dotrzeć do ostatniej śluzy przed jej zamknięciem. Uprzejma Pani Śluzowa podała mi jednak nr telefonu do swego kolegi, który za drobną opłatą zgodził się przyjechać na rowerze tuż przez zachodem słońca, by przepuścić mnie pod zamek. Pamiętając ubiegłoroczne przygody pod zamkiem w Malborku, kiedy to pod murami zatonąłem dryfując dziurawym pontonem, w tym roku chciałem zdobyć zamek z otwartą przyłbicą. Udało się. W przystani OSiR przywitał mnie cieć, który rok temu pomagał wyłowić moje szpeje, ciuchy i prowiant z Nogatu. Nie mógł uwierzyć, że zrealizowałem swoją obietnicę i przybyłem tu dokładnie po roku. Kolejny dzień przeznaczyłem na dogłębne poznanie historii zamku i na dryfowanie Nogatem pod murami zamczyska.

Dżungla

Powrót w kierunku pojezierza iławskiego odbywał się przez zarośnięte bajora, kanały porośnięte rzęsą wodną, w tunelu zieleni.

Gdy oglądam zdjęcia z rejsu, trudno mi odróżnić scenerię z Żuław i z Kanału Iławskiego od tej z Amazonii, Borneo, czy Półwyspu Malajskiego.

Kultowe miejsca

Na pewno wielokrotnie będę wracał do Miłomłyna, by porozmawiać ze śluzowym i by zjeść naleśniki w wiejskiej restauracji, gdzie miejscowym żulom serwuje się głównie wódkę, piwo i ogóry kiszone.

Buczyniec to jedno z najbardziej magicznych miejsc w Polsce, a najlepsze śniadanie zjem w pewnym miejscu schowanym w lesie nad Jeziorakiem.

Plan kolejnych wodnych wypraw wydaje się być następujący:

Kraków-Augustów. Augustów – Węgorzewo. Węgorzewo – Włodawa i dalej Bugiem w kierunku południowym, aż do momentu zatrzymania przez Straż Graniczną lub pograniczników białoruskich lub ukraińskich.

Wielka Pętla Wielkopolska (Konin-Gopło-Bydgoszcz-Santok-Poznań). Wartą do Odry. Odrą do Morza.

Polecane przewodniki